Daniel Godson: Były momenty, w których czułem, że podchodzę pod granicę wytrzymałości

Dodano:
Team Daniela Godsona Źródło: Materiały prasowe / Mateusz Narczyk / Don't Smile Pictures
W środku lata siedział w puchówce, obrzucany lodem. Opłacało się pocierpieć. Odniósł kolejny wielki sukces ze swoją wyjątkową ekipą.

Do niedawna jeszcze pracował na siłowni, gdzie w wolnych chwilach powstawały teksty jego singli. Daniela rodzinnie ciągnęło jednak zawsze do muzyki. Najpierw była szkoła muzyczna, potem kościelny i gospelowy chór, nagrywanie coverów w mediach społecznościowych, w końcu pierwsze poważne sukcesy. Daniel Godson pełnymi garściami czerpie z amerykańskiego, gitarowego indie popu, obecnie wydaje muzykę pod szyldem Def Jam Recordings Poland, a w czerwcu tego roku wygrał Debiuty na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Utwór Vito Bambino „Pomiędzy”, na którym można usłyszeć gościnnie Daniela, odtworzono już ponad 6 milionów razy. Na festiwalu ZORZA wspierana przez T-Mobile rozmawialiśmy z całym teamem – Tomaszem Kempskim (reżyser teledysku), Aleksandrą Szczęch-Stencel (fotografia) i Jakubem Szlaszyńskim (grafika) – dzięki któremu Daniel został zwycięzcą w kategorii Muzyka programu FNOMN Dawida Podsiadło.

Andrzej Kwaśniewski: Masz już na koncie trochę sukcesów. Skąd Twoja obecność na Fenomenie?

Daniel Godson: Dla mnie Fenomen to było przede wszystkim coś innego niż wszystko dookoła, choć wiadomo, że mamy w Polsce dużo programów, czy też konkursów. Tak, jestem artystą, który ma już parę singli, ale dalej czuję, że jestem debiutantem i czułem, że mogę się tu wiele nauczyć. Kiedy zobaczyłem, że jest szansa na to, żeby móc się rozwijać, żeby czerpać skądś nową wiedzę, to uznałem, że fajnie będzie to wykorzystać.

Udało się? Skorzystałeś?

To, że mogłem zagrać w sześciu miastach, zebrać tylu ludzi, którzy mogli posłuchać mojej muzyki na żywo, to jest dla mnie ogromne doświadczenie. Tym bardziej, że te koncerty weryfikują też całą muzykę, którą robimy w studio. Nagranie to jedno, ale potem zaśpiewać to na żywo i mieć faktycznie kontakt z publicznością i przekazać te emocji, które próbowaliśmy przekazać w piosence na żywo, to już jest duży test.

Odbiór miałeś zresztą bardzo dobry?

Jestem w szoku, po pierwsze dlatego, że miałem na koncertach bardzo dużo ludzi. Jeszcze fajniejsze, że ci ludzie śpiewali ze mną moje teksty, dobrze się ze mną bawili, więc to było dla mnie bardzo miłe zaskoczenie. Nie mówiąc o tym, że to festiwal i ten program to był taki fajny przystanek, który przyniósł podmuch skrzydeł.

Jak układała się współpraca z Dawidem Podsiadło?

Bardzo dobrze mi się pracowało z Dawidem. Jeżeli chodzi o muzykę, to on jest dla mnie jednym z autorytetów. Dużo jego muzyki słuchałem i ona się przewija przez wiele okresów mojego życia, więc bardzo sobie ceniłem to, jak on tworzy i zawsze też chciałem, żeby jakoś się te nasze ścieżki zawodowe przecięły. To była super sprawa, że mogliśmy po prostu razem usiąść, ja mogłem dać siebie, on dał trochę siebie i dzięki temu powstał singiel „Na dno”.

Będzie z tego coś jeszcze?

Bardzo dużo. Cały czas zbieram materiał na debiutancki album, mam nadzieję niedługo go wypuścić. Do tego koncerty. 13 września będzie mnie można usłyszeć na Great September na głównej scenie, no i tworzenie, przede wszystkim tworzenie i rozwijanie się w tym, co robię.

W ramach projektu FNOMN powstał też teledysk. Przyznam, że robi duże wrażenie. Jakaś chemia zapanowała między wami?

Tomasz Kempski: Kiedy usłyszałem pierwszą wersję piosenki Daniela, od razu poczułem, że to jest bardzo mocne wewnętrznie, bardzo osobiste („Na dno” to numer o poczuciu samotności, które towarzyszy według ostatnich badań aż 68 proc. dorosłym Polakom. Utwór, który jest prośbą do świata, aby pozwolił nam „być” i nieustannie „chcieć” – przyp.red.).

Pamiętam, jak zadzwoniłem do Daniela pierwszy raz, padło słowo „egzystencjalne” i nagle zaczęliśmy trochę tak filozoficznie o tym rozmawiać, o poszukiwaniu w sobie jakiegoś spokoju, trochę odcięcia się od świata, ale wciąż w bardzo ludzki sposób. I zacząłem szukać takiej małej przestrzeni, żeby to pokazać.

Daniel Godson, Tomasz Kempski

Pokazaliście to w namiocie?

Tak, to było duże wyzwanie dla całej produkcji i dla mnie z autorem zdjęć Tomkiem Ziółkowskim. Wsparcie dostaliśmy też od świetnego reżysera i mentora FNOMN, Daniela Jaroszka. Tu nie ma klasycznego dla teledysku opowiadania, jest kamera kręcąca się w środku namiotu, która trochę na żywo pokazuje emocje utworu. Historia jest zimowa, bardzo kameralna, bardzo introwertyczna.

Tu chciałbym podkreślić heroiczność postawy Daniela, bo na klipie widzimy zimę, a kręciliśmy w środku lata, dokładnie 18 lipca. To było ogromne wyzwanie. Przyznam, że momentami, jak patrzyłem w podglądzie na twarz Daniela, to zastanawiałem się, czy nie robimy mu zbyt dużej krzywdy po prostu. On był jakoś między koncertami, lato, a my sypiemy na niego śniegiem i wkładamy w śpiwory.

W lipcu siedziałeś w puchówkach?

Daniel Godson: Tak i były momenty, że czułem, że podchodzę pod taką granicę wytrzymałości, ale z drugiej strony bardzo zależało mi na tych efektach. Mimo że się czułem bardzo źle, to ja tak, nie, no jedziemy do końca, zróbmy to i jednak. Mogę powiedzieć, że często nie grałem dramatu, tylko to faktycznie tak było — dramat!

Olu, jakie były Twoje największe wyzwania podczas pracy z Danielem?

Aleksandra Szczęch-Stencel: Daniel jest pięknym człowiekiem i w naturalny sposób przyciąga uwagę – musiałam znaleźć sposób, by zdjęcia nie były tylko portretem, ale też oddawały subtelnie atmosferę całego zamysłu projektu. Wyzwaniem było wyjść z całą ekipą poza sztywny plan zdjęciowy, zamiast tego eksperymentowaliśmy przy super muzie w cudownej atmosferze.

Czym ta sesja różniła się od Twoich dotychczasowych dokonań?

Po raz pierwszy miałam okazję pracować w tak rozbudowanym, profesjonalnym zespole. Mogłam skoncentrować się w pełni na kadrach, bo za całą otoczkę odpowiadały osoby, które wiedziały dokładnie, co robią. Zazwyczaj jestem mózgiem całej operacji, ale mam nadzieję i apetyt na więcej takich projektów i współprac.

Aleksandra Szczęch-Stencel, Daniel Godson, Tomasz Kempski

Kuba, czy ktoś lub coś zainspirowało cię do takiej akurat szaty graficznej?

Jakub Szlaszyński: Punktem wyjściowym był pomysł Tomka na motyw górskiej wyprawy i symboliczny żółty namiot. Koncept niezwykle mi się spodobał, ponieważ uwielbiam stylistykę górskich marek – które w ostatnim czasie płynnie mieszają się z modą uliczną. Temat ekspedycji połączyłem z pomysłem na aureolę symbolizującą nazwisko Daniela.

Współpracowałeś z Danielem, czy po prostu przedstawiłeś mu swoją koncepcję i... to było to?

Mieliśmy niezwykle zgrany zespół, więc nieprzypadkowo we wszystkich naszych materiałach promocyjnych przedstawiani byliśmy jako Godson Team. Daniel dawał nam pełne zaufanie projektowe, ale cały czas aktywnie uczestniczył w procesie – żył tą przygodą, tak samo mocno, jak reszta ekipy.

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...